wtorek, 1 maja 2012

Chapter 2#

Po strasznie długim dniu wyszłam wreszcie ze szkoły. Plecak obwieszony różnymi naszywkami i przypinkami rockowych i metalowych zespołów, urywał się z moich ramion pod wpływem całej masy niepotrzebnych książek do jakże idiotycznych przedmiotów. Co kilka kroków zaczepiałam się o swoje sznurówki. Nie chciało mi się nawet schylić i ich zasznurować.
Słońce delikatnie odbijało się od moich brązowych włosów a wiatr delikatnie muskał moją twarz. Było tak przyjemnie i błogo. Mijałam dużo ludzi, którzy pomimo późnej godziny gdzieś si spieszyli. Dlaczego wszyscy się gdzieś spieszą. Nie mają nawet czasu popatrzeć w niebo, porozmawiać z rodziną, przyjaciółmi. Ciągle tylko praca i praca.
Do domu dotarłam dosyć szybko i prawie bez żadnych "wypadków". Prawie, bo na chodniku tylko jakiś jeden niewydarzony blondynek zaczepił mnie ramieniem i dziwnie na mnie popatrzył swoimi morskimi oczami, w których mogłabym bezwładnie utonąć.
 Rzuciłam ten wstrętny, ciężki plecak na podłogę i wczołgałam się po schodach do łazienki. Postanowiłam wziąć szybki prysznic, który przerodził się w długie stanie pod strumieniem wody i rozmyślaniu o sensie życia. Szybko wsunęłam na siebie za duży t-shirt z lekko wytartym logiem Ramones i krótkie dżinsowe spodenki (chyba kiedyś były długimi dzwonami mamy z czasów hippisowskich). Stanęłam pod oknem mojego pokoju i lekko odsunęłam białą firankę. Dookoła były same ogrody dopracowane od korzeni po same listki na czubkach. Nie lubię tej okolicy, jest taka, taka bogata. Wszystko musi być tu takie dopięte na ostatni guzik. Nie ma tu szczypty fantazji. A gdyby jedno źdźbło trawy było trochę większe niż reszta? A może jeden żółty tulipan wśród czerwonych? Ale czego wymagać od ludzi, którzy nie mają za krzty lekkości i fantazji. Ciągle żyją w głęboko utartych scenariuszach. Jeżeli czarna spódnica to tylko biała bluzka do tego.  Nienawidzę tej okolicy! Jedynym wyjątkiem jest dom Nicole. Jest kolorowy, z dużym ogrodem i sadem. Nic zawsze była wychowywana w domu artystki i hippiski w jednym, nie wiem czy to w czymś przeszkadza. Uwielbiam spędzać czas w domu Nicole. Jej mama zawsze jest miła i ciepła. Biega po domu z pędzlem i w białym fartuchu poplamionym różnymi kolorami i rodzajami farb. Zawsze gdy ma mnie w zasięgu robi mi na nosie plamkę z farby. Po tym magicznym domu snuje się jeszcze jeden domownik oprócz Nicole i jej mamy Teresse. Jest nim kotka. Niezwykle zwykła kotka o bardzo ciekawym umaszczeniu. Tak jakby pani Teresse paciała ją swoim pędzlem. Na grzebiecie ma kilka pomarańczowych, białych, czarnych, burych a nawet niebieskich plamek. Ma duże mocno zielone oczy, które można pomylić z koralikami.
W oddali za tymi perfekcyjnymi domami widać było sztuczną plażę, która jest "tworzona" gdy na dworze zaczyna się robić gorąco. Czyli w taki dzień jak dzisiaj. Przeważnie są tam tłumy bo każdy chce popływać w basenie a potem poopalać się na brudnym, pełnym od gum do żucia i papierków piasku.
Gdy tak stałam jak debilka w tym oknie z zamyślenia wyrwał mnie telefon.
- Halo ? Na plaży ? Dla ciebie zawsze !
Rzuciłam telefon na łóżko. W pośpiechu zmieniłam rozciągniętą bluzkę na dopasowany top bez rękawów. Palcami przeczesałam włosy i szybko zbiegłam na dół. Zupełnie zapomniałam, że jestem głodna. Zamknęłam drzwi i pobiegłam na naszą londyńską plażę.
Znowu co chwilę się zaczepiałam z powodu rozwiązanych sznurówek. Kolejny tłum ludzi, krzyczących dzieci i opalających się dam był przerażający. Szybko ujrzałam twarz, za którą tak bardzo tęskniłam. Czekałam aby je ujrzeć, bardzo znajome, delikatne rysy twarzy. Wszędzie poznałabym te jasne włosy, które tak bezwładnie zmieniały swoje położenie na wietrze.
- Matt ! - krzyknęłam bez zastanowienia i zaczęłam biec potrącając kilkanaście ludzi na swojej drodze
Chłopak stał bezwładnie i patrzył na mnie lekko się uśmiechając. Gdy znalazłam  się wystarczająco blisko rzuciłam mu się na szyję. Był chyba trochę oszołomiony moim ciężarem, chociaż nie ważyłam dużo.
- Ślicznie wyglądasz kochanie - szepnął mi do ucha, złapał i mocno przyciągnął do siebie.
Wiatr splątał jego złote włosy z moimi czekoladowymi. Byliśmy tak blisko siebie. Nawet przestałam zauważać ten tłum dookoła nas. Przybliżyłam się jeszcze bardziej, a chłopak mnie pocałował. Smakował jak pomarańcze z cynamonem. Może to przez jego perfumy. Było tak cudownie. Dla mnie mijały lata. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.
Matt patrzył mi głęboko w oczy. Chwycił mnie za rękę.
- Przejdziemy się ? - zapytał z pełnym entuzjazmem
- Z tobą, zawsze i wszędzie - odpowiedziałam, ale nie miałam na to żadnej ochoty...

Oto kolejny rozdział. 
W prawdzie pod tamtym jest TYLKO 1 KOMENTARZ
ale chciałam już coś napisać i dodać !
Dajcie znać jak wam się podoba w komentarzach, proszę *oczy kota ze Shreka *
Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale akcja się rozkręci
i może już zjawi się jeden z członków One Direction !
Więc, czekam na opinie i nadal możecie głosować w sondzie !
Liczę, że się wam choć trochę podoba i zapraszam na mojego drugiego bloga : 
dobijemy do 1K wyświetleń ? I hope :)
więc, jeżeli to przeczytałeś to jesteś mistrzem
Bay . xx


5 komentarzy:

  1. dziewczyno wspaniale piszesz!! czekam na następne rozdziały, siedząc jak na szpilkach

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na następny dodaj szybkoo ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaciekawił mnie twój blog, będę tu na pewno wpadać i komentować.

    OdpowiedzUsuń
  4. JARAŁAM CI SIĘ JUŻ NA FEJSIE TWOIMI GENIALNYMI OPISAMI NO ALE POWTÓRZĘ TO TEŻ TU : WSPANIALE OPISUJESZ *_______*
    A to ich spotkanie też miało coś w sobie :33 Nie wiem czemu, ale strasznie podobał mi się ten fragment *,*

    OdpowiedzUsuń